Zeskanowanie fragmentu książki naukowej – oczywiście w celu korzystania z niej w ramach dozwolonego użytku osobistego – wymaga cierpliwości i stalowych nerwów, jeżeli korzysta się z typowego biurowego skanera. Do tego efekt bywa często daleki od ideału, czyli wersji poddającej się przyjemnemu czytaniu i automatycznemu przeszukiwaniu tekstu (po jego “zoceerowaniu”). Aby polepszyć efekty, innymi słowy zbudować właściwy warsztat dla domowego pozyskiwania elektronicznych wersji niezdigitalizowanych jeszcze publikacji, postanowiłam dowiedzieć się ile kosztują “lepsze” skanery. Pięciocyfrowa cena najtańszych skanerów do książek przekonała mnie skutecznie, że trzeba szukać innych rozwiązań. Idea DIY (“do it yourself”) może się sprawdzać doskonale nie tylko w doniesieniach z odległych “makerspace”, ale z powodzeniem może być inspiracją do budowania własnych rozwiązań, a właściwie nie do końca własnych…
Poszukiwania wykonanych w domowym zaciszu skanerów doprowadziły mnie do strony http://bookliberator.com, a następnie do opartej o mechanizm wiki strony projektu http://wiki.bookliberator.com/start – Projekt dotyczy BookLiberatora, ręcznego skanera wykonanego z drewna i pleksi, wykorzystującego do skanowania dwa zamocowane do stelaża kompaktowe aparaty fotograficzne.
[powyżej zagraniczny, wzorcowy model BookLiberatora, a poniżej rodzimy model Rozkosz&Rozkosz]
Projekt BookLiberator swój model biznesowy opiera o sprzedaż gotowych części do stelaży skanerów, a także udostępniania (na otwartych zasadach) instrukcję jego złożenia, porady dotyczące doboru sprzętu fotograficznego, a także oprogramowania do obróbki cyfrowej zdjęć dokumentów tekstowych.
***
Części składające się na stelaż zamówić można za kilkaset złotych (doliczyć trzeba koszty przesyłki, a więc cena najtańszej wersji może wzrosnąć do 1000 zł i więcej). Materiały do zbudowania własnego stelaża (w wersji XL) kosztują nie więcej niż 250 zł i można je nabyć w każdej sieciówce z produktami budowlanymi:
(pleksi, drewno, śrubki do drewna, kątowniki) oraz w sklepie z większym asortymentem śrub (pręt gwintowany o średnicy 0,25 cala do mocowania kompaktów). Jedynym niedostępnym (ogólnie) produktem są nakrętki motylkowe, które można zastąpić plastikowymi nakładkami (na nakrętki). Nakrętki motylkowe (lub zastępujące je nakładki) ułatwiają zmianę położenia aparatu w zależności od wielkości książki, a także ich montaż/demontaż.
Jakie części są potrzebne (ich wielkość, liczba itp.)? To można wydedukować oglądając stronę projektu: http://bookliberator.com/making
Jeżeli chodzi o aparaty to kupiłam najbardziej sprawdzoną w BookLiberatorach markę. Generalnie nie ma tutaj wysoko postawionej poprzeczki, przy zakupie trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę o minimalną odległość z jakiej aparat robi zdjęcia (w miarę możliwości przetestować, gdyż przy tanich kompaktach należy mieć ograniczone zaufanie do danych producenta).
Teraz chwila na zdjęcia „making of”:
Przy budowie własnego skanera warto przemyśleć wprowadzenie kilku zmian.
W naszym BookLiberatorze (Rozkosz & Rozkosz) również wprowadziliśmy zmiany (tzw. hacki).
Oto one:
- Nasz stelaż jest dużo większy. Wewnętrzny rozmiar ramki odpowiada najdłuższemu rozmiarowi największego dokumentu jaki będzie w nim (potencjalnie) skanowany. Wykonując większy stelaż mogliśmy zrezygnować z poszerzenia ramki (chodzi o umocowanie aparatu dalej od skanowanego dokumentu). Zwiększenie ramki uczyniło ją jednak mniej poręczną. Nasz BookLiberator nie podnosi się więc do góry (jak w filmach na stronie projektu), ale odchyla. Podczas odchylania konstrukcja opiera się na gumowej kulce z wycięciem, która nabyłam za 5 zł w sklepie z produktami dla niemowląt (pierwotnie kulka była tzw. zabezpieczeniem narożników mebli).
- W pierwotnym projekcie nie przewidziano, jak zabezpieczyć pleksi przed zarysowaniami. Po skanowaniu należy wg mnie podkładać kawałek tkaniny, gdyż w przeciwnym wypadku “szybka” będzie szybko nadawać się do wymiany. U nas zastosowaliśmy samoprzylepne filcowe podkładki do mebli w ciemnym kolorze (nakleiliśmy je na podstawce książki). Podkładki nie tylko zabezpieczają pleksi, ale służą również do określenia najlepszego położenia książki.
Do obróbki cyfrowej używam dwóch programów:
- Do wstępnej obróbki skanów książek (do formatu TIFF) – ScanTailor. Program dostępny jest oficjalnie w wersji na Windowsa i Linuxa (http://scantailor.org), ale mi udało się znaleźć skompilowaną instalkę pod ukochane jabłuszko (http://scantailor-osx.googlecode.com/files/ScanTailorEnhanced20120727_withoutCLI.zip). Bardzo pomocny przy pierwszych krokach w programie jest tutorial Josepha Artsimovicha (http://vimeo.com/12524529).
- Do uzyskania PDF’a z warstwą tekstową (OCR) – FineReader.
Niestety tylko pierwszy z nich jest darmowy (na licencji GNU), a jako szczęśliwa posiadaczka licencji do drugiego programu rozleniwiam się i nie szukam darmowego ekwiwalentu.
Efekty zeskanowanego fragmentu książki Petera Subera pt. “Otwarty dostęp”, zobaczyć można tutaj:
Nie chcę robić konkurencji Bibliotece Narodowej i skanować ogólnie dostępnych (w wersji elektronicznej i na wolnej licencji) książek, aczkolwiek jestem ciekawa porównania jakości (funkcjonalności) mojego skanu oraz tego, który z pewnością niebawem pojawi się w Academice.
Jednakże pamiętać trzeba, że BookLiberator nie jest profesjonalną maszyną i skan wykonany za jego pomocą należy oceniać innymi kategoriami (funkcjonalności tekstu, a nie jakości odwzorowania stron oryginalnego egzemplarza).
Ewa A. Rozkosz